Interesuje mnie strona finansowa edukacji demokratycznej. Mam małe dziecko, do szkoły nam jeszcze daleko, ale nie wiem, czy warto w ogóle robić sobie nadzieję, bo nie zarabiam zbyt wiele. W dodatku chciałabym mieć więcej dzieci, co oczywiście pogarsza sprawę. Edukacja domowa/unschooling też nie wchodzi w grę, bo oboje pracujemy i mamy maleńkie mieszkanie. Jak wygląda edukacja demokratyczna przy małym budżecie? Da się związać koniec z końcem?
Interesuje mnie strona finansowa edukacji demokratycznej...
Chętnie i ja się dowiem, choć mam obawy, że nie bardzo;)
Trzeba wybrać nowoczesnych polityków, którzy zmienią ustawą szkolnictwo reżimowe w demokratyczne. Mam ten sam problem. W mojej okolicy nawet nie ma szkoły dla dzieci w wieku moich.
no nasze obliczenia najnowsze wykazują, że min. 1000 zł
mamy tych obliczeń dużo i na różne możliwości, ale mamy koszty stałe, czyli wynajem budynku, co najmniej 2 nauczycieli oraz wyżywienie ( koszt ok 200 zł zdaje s^ę lub ponad, zależy). basen i inne zajęcia to koszty dodatkowe. Oczywiście są różne formy dofinansowania ale chyba jakóś szczególnie nie zmienia to sytuacji. Tak wynika z moich dotychczasowych poszukiwań i doświadczeń. Chętnie posłucham innych. Sprawdź na stronach szkół, które Cię interesują, lub zapytaj. W tej chwili widziałam koszty ok 1500 zł zdaje się
Dochodzą do mnie słuchy, że istnieją też nieformalne grupy unschoolingowe, jest to jakaś alternatywa dla szkoły z budynkiem i nauczycielami. Oczywiście szkoła to na pewno fajniejsza opcja, ale z ciekawości pytam o rozwiązania niskobudżetowe.
no jak ktoś ma dom to pewnie. Wczoraj rozmawiałąm z panią z Salomona, która uczy swoje dzieci w ED ( nie demokratyczna) i mówi o zrzeszaniu się u niej pod Warszawą, że rodziny z ED się spotykają i wspierają, bez konkretnego zrzeszenia się. Ja nie znam nikogo jeszcze, kto w e. demokratycznej się spotyka i bez budynku, bo chyba i tak trzeba by u kogoś w mieszkaniu, czyli trzeba by się jakoś dzielić kosztami za mieszkanie może? No ciekawe, nie słyszałam nic takiego, chyba że w edukacji domowej po prostu, to tak.
Albo rotacyjnie?
no tak, jeśłi każdy ma miejsce albo zasoby czasowe. To chyba dla rodziców, którzy trochę bardziej chcą się zaangażować no bo albo mieszkanie albo np dzień z dziećmi, chyba fundacja Komeńskiego coś takiego robi?
Fundacja Bullerbyn, z tego co widziałam, robi taki jakby półzorganizowany unschooling. Ale nie wiem, ile to kosztuje. Ciekawa jestem, czy są tu osoby, które mają np. w szkołach demokratycznych 2-3 dzieci?
My z Małgosia Ja się zastanawiamy, czy nie zrobić mini szkoły demokratycznej w Marysinie Wawerskim 5 - 8 dzieci. Warunki do uzgodnienia pomiędzy zainteresowanymi - czyli demokratycznie i transparentnie od początku?
no chyba im więcej dzieci tym niższe koszty? Zależy co z lokum, jedzeniem i nauczycielami. No i np pod miastem można łatwiej wynająć piękne, wielkie tereny, domy o wiele taniej niż w Warszawie.
trzy rodziny, 4 dzieci, 5 dni w tygodniu wspólnych działań; pn-wt - akcje miejskie, dzieci z "opiekunką" (zrzuta na opiekunkę); śr - dzieci u nas w domu pod moją opieką; czw - dzieci w domu drugiej rodziny pod ich opieką, pt - w domu trzeciej pod opieką trzeciej rodziny; cały koszt to koszt wynagrodzenia opiekunki, dzielony na 4 dzieci, pomiędzy 3 rodziny; my, trzy unschoolingowe mamy tak zaczynałyśmy - działałyśmy w ten sposób w 2012 roku - stanowiłyśmy pierwszą w Polsce grupę unschoolingową; dziś przy Bullerbyn działają dwie grupy unschoolingowe (w sumie ok 40 dzieci), a w Polsce kilkanaście szkół demokratycznych; kochani po prostu trzeba uruchomić szare komórki i zacząć; po prostu zacząć.
Mam nadzieję, że uda nam się wystartować od września, właśnie jesteśmy w trakcie ogarniania wszystkiego, co za emocje? Byliśmy na feriach u Sawickich, oni też podobnie zaczynali jak marianna896, z tego co mówisz, bardzo mnie to motywuje? pozdrawiam serdecznie!
marianna896, po pierwsze napisz proszę ile PLN płaciliście "opiekunce"; po drugie Asia pisze "Edukacja domowa/unschooling też nie wchodzi w grę, bo oboje pracujemy i mamy maleńkie mieszkanie." a Ty jej odpowiadasz: "śr - dzieci u nas w domu pod moją opieką". Asia się nie rozdwoi przecież. Czy gotujesz obiad dla 4 dzieci czy zamawiacie catering? (tak czy siak to jest koszt), akcja miejska?- rozumiem, że muszą dojechać do Warszawy i z niej wrócić (koszt) w Wawie jedzą obiad- koszt i nie siedzą na ławce w parku (zapewne jakieś koszty). To jak to jest?
Ja mam taką sytuację, że pracuję z domu, więc pewnie byłabym w stanie wygospodarować jeden dzień w tygodniu, zarywając którąś noc? Zarywanie weekendu nie wchodzi w grę, bo weekend już dawno jest pracujący. Żeby zorganizować grupę unschoolingową, trzeba mieć duszę organizatora, ja mam co najwyżej duszę pomagiera? Na razie jestem po prostu ciekawa, jak to wygląda - i widzę, że bez 2000 zł miesięcznie na ten cel (przy większej liczbie dzieci) do edukacji demokratycznej chyba nie ma co podchodzić. Ewentualnie właśnie szukać grupy unschoolingowej.
w naszej grupie jest aktualnie 3 dzieci. działamy tak od zeszłego września w brwinowie pod warszawą. mamy budynek, w trakcie kończącego się remontu. współpracujemy z Akademią Dobrej Edukacji w Warszawie. tam jesteśmy zapisane i korzystamy z niektórych zajęć, prowadząc też tam jakieś. zrzucamy się do wspólnej puli po 350 złotych oraz dostajemy na cele edukacyjne zwrot dotacji z ministerstwa czyli kolejne ok. 400 złotych za dziecko. kilka osób z grupy rodziców i kadry prowadzi zajęcia. Jedna animatorka jest na stałe i ona dostaje większość z tych pieniędzy. mamy nadzieję, że grupa się powiększy i w ten sposób stworzymy większy budżet. chcemy też prowadzić świetlicę dla dzieci z zewnątrz i jako fundacja pozyskiwać środki. na pewno jest to wyzwanie dla dobrze zorganizowanych rodzin, z jakimkolwiek zapleczem materialnym lub umiejętnościami pedagogicznymi. ja poświęcam swój czas, pieniądze, umiejętności, zaangażowanie. jest mi dość ciężko, wciąż mam niewystarczająco dużo czasu na pracę w tym układzie. dopóki państwo lub biznes nie będzie dotowało takich inicjatyw, będzie to tzw. rzeźba. dla mnie najważniejszym aspektem w organizowaniu tej inicjatywy jest to, aby rodzice nie musieli płacić krocie za alternatywną edukację swoich dzieci, ale mogli to wyrównać swoim zaangażowaniem. nie każdy ma czas i nie każdy ma pieniądze. uważam że to rozwiązanie nie jest dla każdego/każdej, niestety...
Ja musiałam bliżej przyjrzeć się własnemu życiu. Poprzestawiać klocki. Zastanowić się co jest dla mnie ważniejsze: farbowanie włosów co m-c u "dobrej fryzjerki" i wakacje nad ciepłym morzem, czy edukacja dziecka. Czy moja praca mnie satysfakcjonuje? Czy mieszkanie w Warszawie jest rzeczywiście dla mnie konieczne. Zadawałam sobie podstawowe, fundamentalne pytania. Bo to, że na coś nie było nas stać, to efekt tego co mieliśmy w głowach. Uświadomiłam sobie, że to co mnie ogranicza to ja sama. Byłam młodziutką mamą i żoną bez własnego dachu nad głową, bez etatu, nie stać nas było płatne przedszkola, szkoły, ale ja miałam hopla na punkcie swojej córeczki i tego jak jej towarzyszę. Nic innego mnie nie interesowało. Dlatego myślałam, co zmienić w swoim życiu żeby zrobić wszystko co tylko w mojej mocy, żeby jej życie było szczęśliwe, w tym też widziałam spełnienie siebie. To była moja pasja, to nadal jest moja pasja - szczęśliwe dzieciaki? Nawet gdy studiowałam na uczelni artystycznej to moje projekty dotyczyły moich dzieci. Powolutku swoją kreatywność przekierowałam z prasy graficznej na edukację i tu właśnie jestem ogromnie szczęśliwa - ja sama dla siebie.
To jednak jest perspektywa warszawska. W Polsce ludzie cieszą się, że w ogóle mają pracę, nawet jeśli w niej zarabiają tylko tysiąc. No i jeszcze kwestia zaplecza, łatwiej, jak się ma zamożnych rodziców. Itd. Na pewno nie każdy Polak na minimalnej pensji może to zmienić przestawiając sobie w głowie, a każde dziecko powinni mieć prawo do humanitarnej edukacji. Jeśli dzieci będą przyzwyczajone do dobrego traktowania, będą miały siłę zadbać o siebie na rynku pracy i może wreszcie to społeczeństwo przestanie sobie wybierać tak miernych polityków, a właściwie tyranów, którzy ludność własnego państwa traktują, jak zaborca czy okupant zgadzając się czy wręcz narzucając wyniszczającą politykę płac niewystarczających na normalne życie. Zupełnie jak w jakimś Oświęcimiu większość jedzie na stałym niedoborze. Dlatego ludzkie traktowanie jak największej liczby dzieci powinno być priorytetem każdego, kto zajmuje się ED. Pokolenie rodziców raczej na terapię. Bo właśnie to wszystkim siedzi w głowie po szkole systemowej - innym wolno mnie źle traktować. Jak ostatnio nauczycielka Nilsowi groziła przy całej klasie, że mu podrze rysunek, który robił na lekcji wych.
Mogę zawracać Wam gitarę jak mi się będzie podobało!
?
A ja przepraszam, bo jestem socjalistkom.
Przepraszam, ale czy tu zawsze się w ten sposób traktuje nowych użytkowników?? Marianno, bardzo się cieszę, że wiedziałaś, czego chcesz, ale ja jestem tu właśnie dlatego, że jeszcze nie wiem i zbieram informacje - to chyba nie zabronione? Nikt nie kazał Ci zawracać sobie gitary i pisać takiego długiego posta o tym, jaka jestem nieogarnięta? Przy okazji: nie bywam u fryzjera, ubieram się w lumpeksie i wakacje spędzam u rodziców. Ale kocham swoją pracę, ma ona tę niezaprzeczalną zaletę, że mogę swojemu dziecku poświęcić czas. Wracając do ED, bardzo dziękuję za wszystkie odpowiedzi. Dużo już się dowiedziałam, także tego, że niektóre szkoły pozwalają czasem odpracować część czesnego. Jeśli za 3-4 lata będę nadal zmotywowana i zdecydowana na ED, mogę rozważyć tę opcję i popytać, bo jestem w stanie tak ułożyć grafik, żeby mieć w tygodniu dzień wolny. Jeśli to się nie uda, mogę szukać grupy unschoolingowej. A jeśli będę bardzo mocno zmotywowana, mogę próbować tak przebudować budżet domowy, żeby znaleźć pieniądze na szkołę. Chociaż nadal nie wiem, ile w praktyce kosztuje posłanie do szkoły demokratycznej hipotetycznej trójki dzieci? Z drugiej strony, biorąc pod uwagę odstępy między dziećmi, jedno by pewnie zaczynało wtedy, gdy drugie by kończyło, bo zdaje się, że nasze polskie szkoły demokratyczne to raczej podstawówka?
Pewnie juz bedzie duzo szkol demo. Co najmniej do konca gimnazjum
Z tym wiekiem jest różnie. Niektóre szkoły przyjmują w każdym wieku, niektóre tylko małolaty (np klasy I-III). Ale małolatami być trzeba w momencie rozpoczynania edukacji, założenie, że można to kontynuować jest chyba wszędzie.?
A ja pewnie włożę teraz kij w mrowisko, ale jakby mi ktoś tak napisał, to z pewnością nie oddałabym mu dziecka. I poważnie usztywniła się na edukację demokratyczną. Nie dlatego, że nie ma racji, nie dlatego, że to jednak dla wielu ludzi nieosiągalny pułap (pamiętajcie że Polska nie ma klasy średniej, do której odwołują się wyobrażenia o fryzjerach i wczasach). Dlatego że zakłada, że można mi opowiadać, że brak tysiąca plnów na dziecko zobowiązuje mnie do meblowania życia. Dlatego, że nie pochyla się nad faktycznym przekazem. Dlatego, że przekazuje, wobec wcześniejszych rozmów o rodzicach, ich transgresji, o drodze, zrozumieniu ich wątpliwości, i nie rozstrzyganiu czy dla nich ED czy nie - że tak, mamy miejsce dla wątpliwości, ale nie jeżeli dotyczą kasy. Pomimo, że jako współzałożycielka szkoły doskonale rozumiem, czemu nie da się za darmo, i gdzie leżą koszty, co uprawnia treść przekazu Mani, nadal potrafię sobie wyobrazić, że ktoś nie ma, że ktoś ma wątpliwości i brakuje mu tej wiedzy, którą już mam. I forma, którą przyjęła ta wypowiedź, to coś pod czym jako jedna z założycielek jednej ze szkół absolutnie nie chcę się podpisywać.
Kyrillos, a to nie Ty się ostatnio burzyłeś na cenę EUDECu? Sprzedaj dom, i przyjedź!
Kochani, ta dyskusja idzie w zupełnie innym kierunku, niż planowałam? Na zakończenie możecie mi powiedzieć: "Kobieto, naprawdę warto znaleźć oszczędności (a nawet sprzedać dom - gdybym miała?), żeby dać dzieciom możliwość nauki w szkole demokratycznej". Podpisujecie się pod tym??
Warto. Ale obowiązku nie ma?
A serio całkiem - naprawdę, nie mamy prawo oceniać czy czyjś tysiąc to dużo czy mało. Realia są takie, że to robimy, w róznych miejscach różne koszty generuje, a ocena, czy warto, i czy się da, zawsze pozostaje w podmiocie.
Że obowiązku nie ma, to wiem?
No tak, super. Tylko ja jakoś bym chciała też np mieć ten dom. Gorzej jak ktoś nie ma domu tylko coś wynajmuje, pracę ma taką jaką ma i o lepszą będzie mu trudno. I jeszcze ma dodatek.mieszka na wsi zabitej dechami. Bardzo łatwo jest tak oceniać innych pod kontem samych siebie. Trudniej sobie uświadomić, że niektórzy mają gorzej niż my. I mogą też mieć dużo gorsze perspektywy i możliwości
Oczywiście że nie, Kyrillos Proskinitis, ale to tylko Twoja perspektywa?. A dla wielu ludzi to budowanie wspólnoty. A ja w żadnym wypadku nie oceniam, i nie chcę dyskusji na argumenty, bo to bez sensu. Masz rację, bo tylko Ty jesteś na swoim stanowisku. I o tym był mój komentarz, nie o EUDECu?.
asia6 - dla mnie tak. Ale Ty musisz sama ocenić.
robert662 jesteś tu? To dobrze?
Z ta kasa to tez mi sue wydaje wzgledne.np mysle ze sporo osob w warszawie znajdzie to 1000 zl ale np jest mniej ludzi z domami,gdzie latwiej tanio zorganizowac spotkania.i ciezej znalezc duzy dom z ogrodem w atrakcyjnej cenie,wiadomo to miasto.takze sa bardzo rozne problemy.my jestesmy na etapie, ze w razie poyrzeby jako baze oddajemy pod szkole swoje mieszkanie?
asia6 bardzo bliskie mi są Twoje dylematy. Nie chcę tu pisać publicznie ile mam kasy na to, ile na siamto, więc jak chcesz napisz na priv i się powspieramy?
Nie od razu Kraków zbudowano. Jedyne co dostałam na początek swojej dorosłości to tupet i odwagę. Każdy to ma w mniejszym czy większym stopniu. Warto z tego korzystać. Dla mnie najważniejsze jest budowanie przestrzeni dla autonomii. Nikogo nie namawiam do udziału w moich projektach. Wręcz odwrotnie. Zachęcam do tworzenia własnych i wspieram w tym jak tylko jestem w stanie. Nie da się jednak ukryć, największą umiejętność jaką można tu wspierać to samodzielne myślenie.
Ale to jest grupa ED ogólna? Czy jednej szkoły, bo się pogubiłam?
lidia3630; no jestem... i tak sobie kombinuję czy i jak szkoła "systemowa", roszczeniowi i nastawieni na wysokie oceny rodzice + herbartowski dryl mogą być (są?) wykluczane z ed. Demokr stając się jej wtórnym procesem/Cieniem...
Zacząłbym od tego w jakim stopniu ED musi odbywać się w Polsce? I jak szybko robi się podstawę programową? Mi się marzy mobilna ED, choćby częściowo..
jak mi ktos pisze o fryzjerze i wakacjach nad ciepłym morzem czuje sie jakby mi w twarz dali. nozyczki mam i kałurze. nadal brakuje mi tego tysiaca... ale moze zaloze szkole, słyszałam ze to super biznes?
? a wyobraź sobie że i tak bywa. Wiesz, mam przyjaciółkę której ogromnie zależało na dobrych warunkach w szkole publicznej. Może i byłoby ją stać na niepubliczną ale ona się uparła że stworzy klasę marzeń w lokalnej szkole. Zebrała grupę przedszkolaków z którymi jej syn był bardzo zaprzyjaźniony. W zasadzie zebrała klasę. Znalazła nauczycielkę i tym pakietem pojawiła się u dyrekcji na rok przed zerówka. Jak ja wyrzucali drzwiami to wracała oknem i wywalczyła Kolejne cudowne 3 lata dla swojego dziecka. Tak też można. Ale też można pozostać w poczuciu bezradności i czuć jak Cię mijają ci Co ryzykują i bryzgają błotem spod opon.
you mean Emil??
chociaż ten nie bryzga- on muska powiewem
To tak jak z praca.. zamiast szukac warto ją sobie wymyślić i stworzyć? Dobry czas na organizowanie lokalnych spotkań od Wiosny?
marianna896 mówca motywacyjny?
Czyli jak się zepniemy to EUDEC będzie za free?
Paweł Poloch? Jasne? Co prawda 4 mce w plecy ale póki walczę to nie przegrałam? prawda jest taka że musimy zacząć od zera - niestety. Grzesiek się do Ciebie odezwie.
Paweł Nocuń a skąd ci się ten E napatoczył?
marianna896, jak to od zera
Nieoczekiwana zmiana miejsc.
marianna896, bo napisałaś " czuć jak Cię mijają ci Co ryzykują i bryzgają błotem spod opon" i pamiętam jak E opowiadał jak to na Puławskiej samochody stojące na czerwonym mija gruntowym poboczem w pełnym pędzie i przelatuje na czerwonym ALE....wszystko ma pod kontrolą bo jest mega skoncentrowany i myśli 3 minuty do przodu?
Hmm trochę tak. Jeśli masz zgodę na stanie na światłach to Cię ten Emil nie rusza, ale jej nie masz tylko stoisz bo jesteś wobec tego stania bezradny to działania Emila doprowadzą Cie do szału?
asia6 - proponuję założyć nowy wątek, napisany BOLDEM, może tym razem uda Ci się otrzymać informacje o jakie pytałaś. brrrr
aldona4464 przepraszam wydaje mi się że jednak parę informacji było, ja powiedziałam chyba wszystko co wiem nt temat i jak mi się wydaje? Kwestia priorytetów i poświęceń jest jak najbardziej w temacie ceny za szkołę. Dla mnie tu ważne rzeczy padły, zobaczylam że to właśnie nie tylko kwestia 1000 zł czy innej kwoty ale i dla innych też jakiegoś poświęcenia ( chyba że się jest Kulczykiem).
te koszty jednak sie roznia. na pprowincji bedzie to blizej 500 niz tysiaka.
To zależy, przeprowadźcie zwykłe obliczenia - trzeba płacić za wynajem domu (3-6 tysi plus opłaty, pewnie około 2tys), trzeba płacić nauczycielom (wychodzę z założenia, że jeśli chce się mieć dobrych nauczycieli, którzy nie będą dorabiać na trzech dodatkowych etatach i korepetycjach, to płacenie im 1750 brutto odpada). To początek opłat. Dzieci wychodzą do kina, na basen, na kosza, do teatru - za to się płaci i to sporo. Dom trzeba ubezpieczyć, siebie i dzieciaki też. I jeszcze trzeba mieć pieniądze na fajne warsztaty, fajne wyjazdy (pewnie, że nie codzień, ale jednak). O materiałach i wyposażeniu szkoły nie wspomne, ale nawet gdybysmy zostali przy opcji klej, papier, nozyczki, to miesięcznie trochę wyjdzie... tego się nie da zrobić za 500 zł miesięcznie - masz 10 dzieci, masz 5000 zł do dyspozycji, no powodzenia...
Naprawdę podziwiam osoby, które mają odwagę podjąć się organizacji takiej szkoły. Trzeba mieć głowę do tego.
Nawet jak się ma głowę (dziekuję? ), to jeszcze trzeba mieć rodziców, którzy będą płacić tyle, żeby ta szkoła miała sens. Jak sama widzisz - to jedyne źródło utrzymania takiej szkoły.
Ka Wa - ale to naprawde zalezy od lokalizacji. wierz mi sa miejsca w Polsce gdzie by cie ludzie zabili smiechem za takie wyliczenia. 3-6tys za dom? chyba rocznie? nauczyciele, nawet ci dobrzy czasami miewaja dzieci ktore tez chcieliby posłac do takiej wspłótworzonej szkoły
To prawda, dom za 300zł bardzo by ułatwił zycie?
a jednak sa szkoły na głebokiej prowincji ktore takie ceny oferuja. niekoniecznie trzeba az z takim rozmachem. warsztatów nie musi robic ekipa z warszawy, a ceny wszystkiego na prowincji sa nizsze. i wtedy sie okazuje ze ii tych 500zł ludziom ciezko wyskrobac.
Ja nie piszę (bo też mi teraz wyszło na PW...) o dodatkowych kosztach dla rodziców, tylko o kosztach szkoły. Kosztach, które ponosi szkoła.
a ja ci pisze ze serio sa takie szkoły. zapewne oferte maja mniiejsza jesli chodzi o rozmach. nie ma teatru i kina kilka razy w miesiacu, moze warsztaty i zajecia sa organizowane bardziej chałpuniczo a jako materiały plastyczne wykorzystuja tył starych plakatów i kartony z biedronki oraz wiiadro farby sniezki. nie wiem. kazdy operuje w ramach srodków ktore ma do dyspozycji. mozna kupic botyuy za 3tys mozna za 5zł, a pomiedzy jest całe spektrum opcji do wyboru
No właśnie - teatr, kino, basen, to opcja raczej dla zamożniejszych. Pewnie zależy, czego rodzic od szkoły oczekuje. Czy to ma być ucieczka od edukacji systemowej i w miarę możliwości podążanie za potrzebami, zainteresowaniami dziecka, czy coś więcej - Szkoła Z Ofertą.
Jest i uwierz mi, że żadna szkoła nie sili się na pierwszą wersję? Tylko wtedy nauczycielami w takich szkołach są panie/ panowie, którzy mogą pracować za darmo, bo druga połówka zarabia tyle, że starczy na wszystko. Nie przeczę, że tacy ludzie są. Ale trudno wymagać, żeby wszyscy zatrudnieni pracowali w ten sposób. Są tez szkoły, zapewne, które domy dostały - i nie mają problemu czy płacić 3 tys czy 300zł miesięcznie. Są tez rodzice, którym się nie chce za bardzo wysilać i współorganizowac czegoś, skoro mogą zapłacić 3000 czesnego. Tacy zazwyczaj idą do szkół z odpowiednim "poziomem", zresztą? Ale żeby tak zebrać do kupy darmowy dom, darmowych nauczycieli i tyle plakatów, żeby ich tyły starczyły na rok szkolny, może być deczko cięzko?
Asia, no własnie. A jesli potrzeby 8 dzieci to klej i nożyczki, a piątka pozostałych chce chodzić na basen/ trenować wspinaczkę/ robić experymenty z drogimi odczynnikami? I tak dalej?
Wyobraziłam sobie taką szkołę squatową? Co do basenu/wspinaczki itd., to rodzic chyba w takich sytuacjach zwykle mówi: kochanie, nie stać mnie na to, przykro mi.
katarzyna78 jesli masz dobrego nauczyciela, ktory mieszka na prowincji, gdzie przypadkiem i ty mieszkasz to mozesz mu spokojnie zaoferowac te 1750 bo on nigdzie w okolicy wiecej nie dostanie a u ciebiie dostanie w pakiecie prace ktora sprawia mu radosc. a co do tego basenu - mysle ze trochhe sie tu zapedzamy - kazde dziecko wybiera w ramach dostepnych opcji - bo co jesli ktores bedzier chcialo ujezdzac rekiny i pływac z delfinami?
Jedno z nich chce zostac astronomem, potrzebuje zwiedzać planetaria, uczyć się o budowie teleskopów i wielu innych..
Widzisz Honorata, tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Ja nie chcę robić szkoły, która oferuje dzieciom wolność, ale w zakresie jaki im wyznaczę.
no to moze byc ciezko. bo ktores moze chciec zostac himalaista, a inne tropicielem indian... zawsze jest wybór drogie odczynniki czy tanie odczynniki, zawsze jest jakas granica za ktora powiesz - kochanie na to mnie nie stac, wymyslimy cos innego, musimy isc na kompromis. bo srodki sa zawsze jakos ograniczone i 10 tys tez nie wystarczy na wszystko
I pewnie, że nikt nie będzie oferował copiątkowych zajęć z pływania z delfinami, natomiast uważam, że jest wiele sposobów na to, żeby choć jednorazowo takie marzenie spełnić.
Wydaje mi się, że każde dziecko może mieć wolność tylko w zakresie, jaki mogą zaoferować mu rodzice. Jednych stać na więcej, innych na mniej. Mam też wrażenie, że część jest bardziej skłonna rezygnować z siebie, swoich potrzeb, na rzecz wolności swoich dzieci (sprzedaż domu, organizowanie szkoły itp.).
mozna kupic gumowe delfiny. albo zrobic z masy papierowej
trzeba jeszcze miec z czego rezygnowac. warto sobie uswiadomic ze sa ;udzie ktorzy z wielu rzeczy rezygnuja zeby zapewnic dziiecku podstawowy byt
Na szczęście na świecie jest wielu himalaistów i tropicieli (może nie Indian... ale zawsze) i jakoś dali radę. Pewnie, że są granice, zawsze były, i zawsze chodzi o pieniądze. W powyzszych obliczeniach nie uwzględniałam jednak niczego mega ponad pakiet, że tak powiem. Zwykłe, codzienne potrzeby.
Wiem Honorata, jestem jednym z takich ludzi.
to mówię, że na drogie odczynniki nie ma, nie każdy ma to, na co ma ochotę nie tylko w szkole, w życiu też siadamy, patrzymy jaki jest budżet i dyskutujemy - czy chcemy basen czy zbieramy na drogie eksperymenty (chemiczne chyba skoro odczynniki - choć eksperymentów z tanimi odczynnikami jest tyle że naprawdę zastanawiam się po co)
Chemiczne, no pewnie, spiesze się?
chyba jak ktoś chce zwiedzać planetaria to szukamy jak można na to zarobić albo zebrać pieniądze
Robi się dyskusja na temat organizacji - jasne, że zbieramy się i dyskutujemy, na tym polega szkoła demokratyczna? Jakoś nie wpadłam na to, że w tym towarzystwie ktoś może tego nie zakładać?
No otóż to. Ale jak napisałam wyżej, nie chciałam wchodzić w dyskusję na temat tego, jak wygląda zycie w takiej szkole. Pytanie było o finanse i na takie odpowiadałam...?
pytanie było o to, skąd pieniądze - no więc dla mnie jest jasne, że nie znikąd i że nie ma co trzymać dzieci w przeświadczeniu, że co sobie zażyczą to rodzice na to wyciągną
agnieszka15 - dzięki, głos rozsądku
Mnie jako rodzica zawsze wnerwiało - i wnerwia do dziś - że za coś płacę (przedszkole, żłobek, szkoła) kupę siana, a wciąż do tego i tak dopłacam: rytmika, radio, teatr, kino jedno, kino drugie, wyjazd do fabryki bombek, mikołaj, rada rodziców, przyjezdny teatrzyk i sto innych. Niby 350 zł za przedszkole, ale potem w jednym miesiącu 17 na to, 8 na tamto, 3,50 na coś innego plus 12 za coś tam, ehhhhh. Jako rodzic zawsze wolałam płacić raz za wszystko i mieć z głowy. Raz, że sporo wychodzi i trzeba zaplanować, dwa, że trzeba pamiźtać, trzy, że trzeba w portfelu miec gotówkę i to drobna, o czym też trzeba pamiętać. jako osoba z bardzo skromnym budżetem muszę zaplanować wydatki z góry i taka organizacja, że tu dodatkowe 5zł a tu dodatkowe 15 mnie wnerwia od zawsze. To z perspektywy rodzica.
no ja wole odwrotnie, bo z fabryki bombek zawsze moge zrezygnowac jak mi nie starczy do pierwszego. ale to chyba kwestia preferencji
I mam nadzieję, że nie wyszło na to, że trzymam dzieci w przeświadczeniu, że co sobie zazyczą, to rodzice wyciągną?
e nie. tylko dyskutujemy o tym ze zaleznie od mozliwosci finansowych co innego mozna uwazac za pakiet minimum, ktory sie własnie nalezy
nie, ale przy okazji wspomniałaś o ukrytych kosztach darmowej edukacji publicznej - to też tu jest ważne
Własnie
To trudny temat... Bo można robić "własnym sumptem", dla dzieci swoich i znajomych, korzystając z wlasnych zasobow i urachamiając wlasne zasoby u innych, robić u siebie w domu, samemu dając opiekę, wozić wspolnie wlasnymi samochodami i zarażac pasjami swoimi i swoich znajomych. Jest przynajmniej kilka takich cudnych inicjatyw, prowadzonych przez osoby z charyzmą, które przyciągają innych pasjonatów. Pasjonatow, dla ktorych sama charyzma miejsca może być "zapłatą" (wystarczającą korzyścią). Da się tak. Pewnie zwykle na małą skalę, albo na wielokrotną małą skalę.
Ale można też próbować budować coś, że się tak wyrażę (i przepraszam jeśli zabrzmi kanciasto), bardziej usługowego. To znaczy szkołę, dla dzieci rodziców, którzy nie chcą/nie mogą/nie potrafią "własnym sumptem". I okazuje się, że realia są mordercze. Wyliczenia katarzyna78-y bardzo zgrubnie pokazują, że sama "baza" (miejsce, dorośli) oznacza w większym miescie 1000 zl, na prowincji może 500 zl. (moim zdaniem na jedno wychodzi - grupa docelowa miejska za tysiąc może być tak samo niewielka jak podmiejska za 500. Inne realia i inne zarobki, relatywnie wychodzi na to samo, a logistyka z miasta z dowozem w głębokie podmiasto - trudna dla wielu). I tu zgrzyt dosc realny u rodzica - jak to, 1000 zł i niepewność czy starczy na basen, nauczyciela-pasjonatę z chemii i dwa jezyki? Albo chociaż jeden. I na to chyba wlasnie jako rodzic trzeba byc gotowym... Że bez wsparcia państwa to wszystko jest bardzo drogie. I pomimo, że jest drogie - i tak może nie starczać na ten tzw "pakiet", do ktorego rodzice (i twórcy szkół dem) są przyzwyczajeni nie tylko przez prywatne, ale i publiczne szkoly. A to może być tak, że ten tysiąc (czy 500 zł - zależnie od lokalizacji) to może podstawowa cena za szacunek i swobodę...?? Ech... Sorry jeśli zabrzmialo to egzaltowanie?
Ajlowju?
Ja użyłam zbyt wielu skrótów myslowych, a Ty bardzo ładnie rozpisałaś sens, o jaki mi chodziło. Dziekuję.
asia6, pytałaś o to, czy jest tu ktoś o dzietności wiekszej niz przeciętna. No to u nas jest trójka i (o, zgrozo!!? ) planujemy nawet czwarte. Nie jesteśmy wspomnianymi przez Elizę Kulczykami, nie wiem też jak długo (i czy w ogóle) nasze dzieci będą chciały korzystać z naszego pomysłu na edukację. Jak zaczynam przeliczać te tysiące na naszą wolną szkołę, to juz mi się w głowie kręci? ale wychodzę z założenia, że jak sie chce to się da, tylko trzeba "coś" z tym chceniem robić, a nie jęczeć, że za drogo, że nie można, że się nie ma warunków. Dla mnie edukacja jest takim krytycznym punktem, uważam, że moje dzieci zasługują na cos ponad to, co oferuje im system i chce im to umozliwić. Mam przeczucie, że to nie będzie proste, łatwe i przyjemne, ale bardzo mi na tym zależy, bardziej niz na innych rzeczach. To kwestia priorytetów i tego ile ty sama jesteś w stanie poswięcić (a jezeli nie jesteś w stanie nic, to też nie koniec świata, każdy jest przecież inny). Chcę, więc działam.
ilustracja dla mojego powyższego wpisu? https://www.facebook.com/SexKlamstwaITerapia/photos/a.753003794737762.1073742024.439333396104805/876249355746538/
A ja myślę, że rodzic to też ważny człowiek. I jak ma nisko opłacane zajęcie, w którym się spełnia, a ma iść do pracy w korporacji, żeby dziecko mogło chodzić do mądrej szkoły, to jakiegoś człowieka tu przegrywamy. Może np. zamiast zatrudniać kucharkę umówić się z rodzicami, że codziennie ktoś inny gotuje, ktoś jeszcze inny dowiezie raz w tygodniu warzywa od lokalnego rolnika, ktoś "sprzeda" szkole swój talent jeśli jest na niego zapotrzebowanie itd. Szkoły demokratyczne mogą też robić swoistą wymianę między sobą, żeby odkryć inne części kraju: na tydzień, na miesiąc itp. Ale wgnieść rodzica w ziemię, bo robi co lubi, a chce dla dziecka mądrej edukacji i nazwać go właściwie frajerem, to dziwne.
A już: sprzedaj dom i daj nam swoje dziecko do szkoły, to sekciarstwem trąci?
Mam podobne odczucia. Tak jakby nasze życie, życie rodzica było bez znaczenia, wszystko trzeba dla dziecka poświęcić bo edukacja dziecka to najwyższy cel. Ok, może dla kogoś tak, ale dla mnie to jakieś nieporozumienie. Nie po to chcę dziecko uczyć bycia wolnym, używania własnego rozumu, żeby na własnym przykładzie pokazywać, że to wszystko brednie bo dla dobra własnych dzieci i tak powinien rzucić wszystko bo edukacja dziecka to rzecz nadrzędna. I nawet jakby znalazł pasję to ma ją rzucić, żeby zabijać kasę na dzieci. Albo pchać się specjalnie tam gdzie tę kasę da się zdobyć. Nie podoba mi się ta wizja. Ważniejsze moim zdaniem jest to jaki przykład dziecko ma od nas, nawet gdy chodzi do zwykłej szkoły. Bo i ze zwykłej szkoły może wyjść super człowiek
To ed powinna dążyć pod strzechy.
aga41tamara26421 Widzę dziewczyny, że zrozumiałyście nasze wywody o priorytetach jak nawoływanie do realizowania dziecku edukacji kosztem siebie. Moją intencją było wskazanie na wybór; na sytuację wyboru w jakiej permanentnie w swoim życiu stajemy. Druga kwestią dla mnie tutaj jest zadawanie sobie jak najczęściej pytania - "czy ja przypadkiem własnie nie stoję rzed jakimś wyborem? ", bo zazwyczaj jest tak, że dokonujemy wyboru poprzez brak podejmowania wyboru. Wówczas to okoliczności, nasze nawyki, przyzwyczajenia i paradygmaty są głównymi determinantami naszych wyborów. Natomiast ciekawe jest to, że wskazałyście tutaj na sytuację "zjeść ciastko i mieć ciastko". I... Uwaga - jest to możliwe!:D; i pisalliśmy już o tym w tym wątku. Narcystycznie stwierdzam że jestem tego świetnym przykłądem?